Cały film to ogromne przejaskrawienie już dość rażących kolorów życia, którego człowiek doświadcza na co dzień. Oślepia błyskiem wynaturzonego, oślizgłego punktu widzenia reżysera, ku przestrodze mas. 9
Troma! W tym jednym słowie zawiera się cała nagromadzona energia płynąca z czarodziejskich umysłów Lloyda Kaufmana oraz Michaela Herza. Jeśli jednak znajdzie się horrorożerca, któremu to słowo nic nie mówi, powinien natychmiast nadrobić zaległości. W wielkim skrócie, Troma to niezwykle osobliwa wytwórnia filmowa założona przez dwóch wyżej wymienionych panów, zaangażowana w kreowanie równie osobliwych projektów. Aby w pełni zrozumieć czym jest Troma, należy przekonać się o tym samemu oglądając jeden z promowanych przez nią filmów.
Główny bohater "Avengera", Melvin Junko (Mark Torgl) pracuje jako sprzątacz w "Tromaville Health Club". Klub zdrowia jest ośrodkiem życia lokalnej społeczności (o ile można to nazwać życiem). Żeby było zabawniej, zdrowia w "Tromaville Health Club" jest nomen omen jak na lekarstwo. Melvin sprawia wrażenie, iż zatrzymał się na pewnym etapie rozwoju, a do tego jest kompletnym fajtłapą. I nic nikomu do tego, dajcie człowiekowi żyć! Gawiedź jednak nie może wytrzymać ani chwili bez piętnowania "inności" chłopaka, drwiąc, męcząc czy opluwając go. Zachowania godne potępienia są powodem monstrualnej przemiany Melvina w potwora. Tutaj również następuje wymiana, ale aktorów, z Mark'a Torgl'a na Mitch'a Cohen'a. Kaufman bezbłędnie ujął kwestie "hodowania" tytułowych mścicieli przez społeczeństwo czy system. Wskutek zawistnego ostracyzmu, jednostki usuwane są z małych społeczności, ponieważ reprezentują "inność", "odrębność", "autonomię", które (zdaniem regresywnych konserwatystów) destabilizują znormalizowany, tradycyjny model społeczny. Ostatecznie wyłania się pytanie, czy Toxie (bo taką ksywę dostaje) to aby na pewno potwór? Czy widz, winien traktować chłopaka jako żądną zemsty bestię, czy raczej jako zagubionego, wyrzuconego poza nawias neoliberalnej, z gruntu antydemokratycznej cywilizacji?
Miasto Tromaville, w którym dzieje się akcja, to nic innego jak niesiona falą anarchii, okratowana cela, wypełniona po brzegi recydywą. Praktycznie każdy mieszkaniec tej specyficznej miejscowości jest mordercą, zboczeńcem, narkomanem, alkoholikiem, nałogowym palaczem, itp. Co ciekawe, lokalna młodzież ukazana jest w pozytywnym świetle, jako jednostki niedotknięte "zarazą" pełnoletniości. Z tego powodu, że niesie ona potencjalny ratunek dla cywilizacji w postaci jej radykalnych zmian, są dla pogrążonych w intelektualnej stagnacji dorosłych zagrożeniem. Podsumowując, Tromaville to rynsztok. Dla przykładu: Niektórzy mieszkańcy (o zgrozo!) bawią się wesoło, rozjeżdżając samochodem w wymyślonej "grze" na punkty, wszystko, co oddycha, chodzi i nie jest białe (w to wliczają również najmłodszych, jako że "dzieci poniżej dwunastego roku życia są warte podwójną ilość punktów"). Po tych nocnych ekscesach - co jest zawarte w treści scenariusza - drepczą gęsiego do kościoła, bo jakby inaczej? Jak widać krytyka rasizmu, homofobii, hipokryzji, bigoterii i mizoginii jest u Kaufmana równie bezpośrednia niczym Ateńska demokracja.
Melvin przeobraża się w radioaktywnego, wyczulonego na zło mściciela, gaszącego pożogę bezprawia własną niezjednaną krzepą. Smakowite, niskobudżetowe efekty gore powinny w pełni zadowolić każdą pasjonującą się grozą marudę. Krwawych scen jest w filmie stosunkowo niedużo, lecz wydaje mi się, iż wstrzemięźliwość (tudzież brak funduszy?) wyszła reżyserowi na dobre. Element inności, o którym pisałem wyżej, staje się wyzwoleniem od styksowej wody przelewającej się ulicami Tromaville. Rodzi się nowa jakość. Oderwana od wszelkich ograniczeń jednostkowa świadomość, bohatersko odwalająca brudną robotę za organy do tego powołane (w filmie szef policji to zatwardziały, "hailujący" pasjonat "popularnego pana z wąsem"). Ostatecznie Toxie wydaje się być symbolem wszystkich poszkodowanych przez elementy systemu.
Od samego początku Toksyczny mściciel wrzuca widza w wir groteskowych halucynacji. Ukazuje to, co na pierwszy rzut oka zdaje się być niewidoczne. Wprawia widza w zakłopotanie. Czegoż ów tak na prawdę doświadcza? Rzeczywistości? Fikcji? Film bawi się karykaturą przeciętnej, aczkolwiek zdziczałej codzienności. Natomiast bystrość raczy zauważyć, iż przeplatające się ze sobą wizje metafor i tego-co-realne, są spójne. Kaufman zwraca uwagę na i ostrzega przed korupcją, zaniedbaną edukacją oraz ich następstwami, które jaskrawo prezentuje w swoim dziele.
Toksyczny mściciel - z perspektywy rzemiosła - należy do produkcji, które się kocha bądź nienawidzi. Rzadko zdarza się, iż widz odnajdzie w nim średniaka. Nie wypada w dziecku Tromy doszukiwać się błędów reżyserii czy wytykać ogólnie słabą jakość. W końcu jest kinem klasy B, G czy Z (jak kto woli). Cały film to ogromne przejaskrawienie już dość rażących kolorów życia, którego człowiek doświadcza na co dzień. Oślepia błyskiem wynaturzonego, oślizgłego punktu widzenia reżysera, ku przestrodze mas. Toxic Avenger, interpretowany z perspektywy teleologicznej tj. samego celu produkcji, stawia sobie szlachetne zadanie uczulenia odbiorcy na toksyczny wykwit ludzkiej obojętność oraz ukazania niszczycielskiej trajektorii obranej przez kapitalistyczne, pochłonięte konsumpcjonizmem społeczeństwa. Cywilizacja dryfuje na kursie kolizyjnym z twardą bryłą ignorancji, która ostatecznie sprowadzi na nią zagładę. Zostanie pochłonięta przez Bozów i Slugów (filmowa, patologiczna dwójka w którą wcielają się Gary Schneider i Robert Prichard). Moim zdaniem cel toksycznego mściciela został osiągnięty.
Przyjemna odmiana od napakowanych gównem, jakim jest poprawność polityczna filmów :) Mimo ze film kiczowaty, bawiłem się przednio.